czwartek, 13 sierpnia 2015

#3. "Kraina zwana Tutaj" - zaginiona skarpetka.

      
  Kraina zwana Tutaj
Cecelia Ahern
Cykl: powieść jednotomowa
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 399
Moja ocena: 4,5/10 

"Od dnia, w którym zniknęła jej szkolna przyjaciółka, Sandy Shortt
ma obsesję na punkcie zaginionych rzeczy, a później również 
zaginionych osób. Rozumie cierpienie rodzin, które nie mogą się
pogodzić z  nagłym zniknięciem kogoś ze swoich bliskich i postanawia poświęcić się poszukiwaniom zaginionych osób. Tylko
w ten sposób może dać zdruzgotanym rodzinom iskierkę nadziei.
Jack Ruttle za wszelką cenę pragnie odnaleźć młodszego brata, który wyszedł z pubu i ślad po nim zaginął. Trafia na ogłoszenie Sandy, dzwoni do niej i prosi o pomoc. Ale do spotkania nie dochodzi, bo Sandy.. znika."

Jestem Tutaj. To wszystko co wiem.   


 Książkę skończyłam czytać dwa dni temu i od tamtej pory nie mogę zebrać myśli do kupy. Naprawdę nie wiem co tej książce powiedzieć, dlatego ta recenzja będzie po prostu zlepkiem słów, które nie oddadzą do końca moich odczuć w stosunku do książki, bo sama nie wiem, co to za odczucia. Więc.. zapraszam!

     

"A może pan naprawić mnie?
- Nie jesteś zepsuta.
- Czy to opinia medyczna?
- Nie jestem lekarzem."

Zacznę od gatunku tej książki. Nie mam pojęcia, do jakiego ona należy, ponieważ obiecanego na okładce romansu nie ma tu ani trochę, chyba, że wziąć pod uwagę wzmianki o tym, że Sandy co noc ma innego faceta i kilka fragmentów z nauczycielem Burtonem, choć były to w większości retrospekcji ich rozmowy na terapiach. Za to Jack i Sandy nie spotkali się ani razu, oprócz pięciominutowego, przypadkowego natknięcia się na siebie, choć wtedy nie wiedzieli, kim są. Jack co noc dzwonił do Sandy, by ustalać wszelkie fakty na temat zaginięcia Donala, młodszego brata mężczyzny, który rok temu wyszedł z pubu i nigdy nie wrócił. A czemu ma mu w tym pomóc główna bohaterka? Bo prowadzi agencję osób zaginionych i ma obsesję na punkcie pracy. Kiedy mają się spotkać w kawarnii w Glin.. no cóż, Sandy znika.
Kobieta trafia do krainy zwanej Tutaj, gdzie trafiają wszystkie zaginione rzeczy.. a także ludzie. Dziewczyna jest zagubiona, ale jednocześnie ukojona - całe życie wszystko odkładała na miejsce i podpisywała, a gdy coś jej zniknęło, przetrząsała cały dom i okolice. Z czasem stało się to jej obsesją, zaczęło się od skarpetek i małej Jenny-May Butler z sąsiedztwa..Spotyka tam Helenę, Bernarda, Joel itp., którzy pomagają jej w odnalezieniu się w nowej sytuacji. Okazuje się, że Tutaj to alternatywny świat, gdzie zdążono już nawet opatentować elektryczność za pomocą energii słonecznej i są takie prace jak np. listonosz, który pozwala na komunikację między dużymi, lecz oddalonymi od siebie nieco miastami/miasteczkami.
                "Granica między miłością a nienawiścią jest krucha. Miłość uwalnia duszę, ale oddech wolności może okazać się trucizną. Tańczyłam na linie z wdziękiem słonia w składzie porcelany, chybocząc się przeraźliwie na boki. Serce przeważało na stronę miłości, głowa zaś na stronę nienawiści. Nie była to łatwa droga, i czasem spadałam, lądowałam na ziemi na dłuższy czas. Nigdy na tak długi."
To by było na tyle, jeśli mowa o fabule. Teraz o bohaterach. Zacznę od Sandy Shortt, której życie, jak sama mówi, jest jedną wielką ironią - ma kruczoczarne włosy i jest wyższa od wszystkich mężczyzn, których spotyka. [gra słów - ang. "short" - krótki, niski, sandy - piaskowy, piaszczysty]. Całe swoje życie poświęca odnalezieniu zaginionych ludzi lub rzeczy - jest to jej praca, obsesja, hobby i styl życia. Nie ma przyjaciół, oprócz rodzin zaginionych, a jej partnerzy są na jedną noc, przez co zazwyczaj nie zna nawet ich imion. Ja osobiście strasznie jej nie lubię - irytuje mnie całą sobą. Odcina się od kontaktów z rodziną, ponieważ nie chce widzieć troski w ich oczach, liczy się dla niej tylko i wyłącznie szukanie zaginionych, nie ma własnego życia, do wszystkiego, co nie jest pracą, podchodzi z dystansem. Nie potrafię wam wyjaśnić, czemu aż tak mnie denerwowała, ale jej nie lubię. Jack Ruttle z kolei jest dla mnie neutralny, choć nie mogę powiedzieć, że go lubię. Ignoruje pomoc większości osób, które chcą mu pomóc zapomnieć o Donalu, a zamiast tego dzwoni co noc do Sandy i usiłuje go odnaleźć. Okey, jego jestem w stanie trochę zrozumieć - w końcu jemu zaginął młodszy brat, a Sandy po prostu wpycha się w życie innych, którzy chcą o tej tragedii zapomnieć.. Kiedy jednak Jack wyznał, że lepiej by się czuł, gdyby brat zginął, niż zniknął bez śladu, miałam wielką ochotę rzucić tą książkę o ścianę. I w tamtym momencie przestałam traktować go jak nic - teraz go nie znoszę. Gregory Burton - psycholog szkolny Sandy, później także partner - mógłby być fajny, ale był tak paradoksalnie głupi.. no proszę was, mężczyzna, który może mieć każdą zakochuje się w obsesyjnie uzależnionej od poszukiwania rzeczy, których nigdy nie znajdzie, nastolatce, a ta, pomimo całego rozdziału na temat seksowności nauczyciela, zaczyna go od siebie odsuwać. Tak więc, jak dla mnie, bohaterowie są infantylni, głupi i paradoksalni.
"Serce można złamać w każdym wieku."
Jednak czymś, co nawet lubię w tej książce jest pewien smutek towarzyszący czytaniu. Myślimy o zaginionych osobach, o osobach, które są uwięzione w Tutaj, i o ich rodzinach, których nigdy więcej nie ujrzą. Pomimo nadziei, jaką w małym stopniu przynosi ta książka, wpędziła mnie w melanchonię i naprawdę, uwierzcie mi - nie chciałabym zaginąć..
"Stałam tu, z delikatnie uniesioną głową. Królowa, która czuła się jak służąca" [♥]
Oprawa wizualna jest niczego sobie. Okładka ma kolor jaśniejszy niż na zdjęciu, a imię i nazwisko autorki jest błękitne. Przyjemnie się ją czyta, chociaż bardzo nie lubię czcionki użytej w druku. Błędy, jeśli jakieś były, nie były błędami rażącymi, więc mogłam je nawet pominąć. Pomimo, że te różne rzeczy na okładce mają odzwierciedlać zagubione rzeczy to ich kolor mi tu nie pasuje, a gałązki są dla mnie zbędne.
"Musimy akceptować dziwactwa u ludzi, których kochamy."
Styl pisania Cecelii Ahern nie przypadł mi do gustu. Był nudny, monotonny i ja się przy tej książce piekielnie wynudziłam. A kiedy coś już mnie zaciekawiło, później okazywało się nudne jak flaki z olejem i wracałam do punktu wyjścia.. Przez 200 stron, czyli połowę książki, nie zdarzyło się właściwie nic - Sandy opowiadała o swoim paradoksalnym życiu, zwykłym życiu nastolatki, Jack opowiadał o tym, że chce odnaleźć Donala i tak w kółko, aż na prawdopodobnie 100 stronie Sandy zniknęła! Wow. Raz nawet zasnęłam przy książce - choć właściwie to mógł być skutek nocnego maratonu Doctora - nawet jeśli, książka nie powinna mnie usypiać! Zakończenie było nudne i przewidywalne, a głupia, infantylna Sandy Shortt oczywiście jako jedyna.. uh, nie ważne, bo jeszcze zaspoileruję.
"Tak czy inaczej, zawsze się odnajdujemy."
Nie piszę więcej, nie napiszę żadnego plusa ani minusa, bo ta książka jest jednym, wielkim nudnym i usypiającym paradoksem. Z drugiej strony jednak, książka może znaleźć wielbicieli. Ja na chwilę obecną na pewno się do nich nie zaliczam. Bohaterzy byli moim zdaniem cholernie irytujący, język prosty, ale ciężko się przez niego brnęło a ani tajemnicy, ani magii, ani romansu nie znalazłam tu za grosz. Do tego doczepię się szczegółu, ale na tylnej okładce jest ".. kiedy znika jej szkolna przyjaciółka..", a Jenny-May nie była jej przyjaciółką, bo w końcu jakie psiapsióły wyzywa się od kędzierzawych krów i obrzuca kamieniami? Ale tu daję plus Jenny-May, bo sama miałam ochotę to zrobić.. Nawiasem mówiąc, w krainie Tutaj były też farmy i zwierzęta. Kto, moi drodzy, gubi krowy?!

Moja ocena to 4,5/10 za Bobby'ego. Bobby uratował tę powieść, choć grał tu małą rolę. Bardzo go lubię i oficjalnie dopisuję na listę fikcyjnych narzeczonych, bo na męża jednak jeszcze nie zasłużył. uważam, że powinien dostać jakąś lepszą rolę niż niańka Sandy.


Ta recenzja była dla mnie strasznie ciężka do napisania. Jak pewnie już wam mówiłam, przed opublikowaniem poprzednich recenzji musiałam je kilkakrotnie skracać, bo wychodziły straszne tasiemce, ale tutaj.. nie musiałam robić nic. Po prostu pustka.. Nieważne. :) Proszę o komentarze i obserwacje - to dla mnie bardzo dużo znaczy! ♥
 

43 komentarze:

  1. Prosisz o komentarze - masz :D Nie mam ochoty tego czytać, to już Malfetto wolę - chociaż książka bardziej przypomina mi takie Malfetto z Eureką w tle :D jeśli wiesz o co chodzi. Skutecznie mnie zachęciłaś do nie sięgania po nią :D U mnie nowa recenzja, na którą czekałaś, więc myślę, ze się ucieszysz z wystawionej przeze mnie oceny ^^ Krainę zwaną Tutaj dałoby się uratować... Gdyby na okładce był Josh. Ale Josha nie ma, wiec się nie dziwie, ze tak słabo.
    Sorry, ze tak krótko, ale jestem w samochodzie teraz i nie chce mi się rozpisywać :D
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :D
      Też chyba wolę "Malfetto" - tam przynajmniej jest coś fantasy :)
      Eureka. Boże. Nołp xD
      Już lecę czytać i komentować *-*
      No właśnie! :D <3 Wszystko jest super jak jest Josh <3 :D
      Jakby Eureka nazywała się Josh/Peeta to też byłaby super XD :D <3
      E tam, co mi tu gadasz, że krótko - nie jest krótko! <3
      <3

      Usuń
  2. Choć Love Rosie bardzo mi się spodobało, to ta książkę zdecydowanie sobie daruję :)
    dobraksiazka1.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Po przeczytaniu Love, Rosie chciałam przeczytać wszystkie książki Ceceli Ahern. Niestety, po przeczytaniu twojej opini chyba zrezygnuję z jednej z nich.
    PS. Nominowałam cię do tagu http://asik-recenzuje.blogspot.com/2015/08/my-little-pony-book-tag.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam fragment "Love, Rosie" i autorka wyraźnie się poprawiła. :) Także na twoim miejscu rzeczywiście bym sobie odpuściła "Krainę" :) Bardzo dziękuję za komentarz i jeszcze bardziej za TAG <3 <3 <3
      Postaram się go wykonać jak najszybciej :)

      Usuń
  4. Niestety to typowe dla tej pisarki - czasami tworzy arcydzieła a czasami takie nudziarstwa... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? To się cieszę, że nie zjechałam tej książki bez powodu :)

      Usuń
  5. Lubię Cecelię Ahern o tej książce mało słyszałam prawie wcale. Bardziej kojarzę ją z "Love Rosie" czy "P.S Kocham Cię".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to popularniejsze książki. Zdecydowanie radzę sięgnąć raczej po nie, żeby się przypadkiem trwale nie zrazić do pani Ahern, która się poprawiła w najnowszej powieści ;)

      Usuń
  6. Spotkałam się z twórczością Cecelii Ahern, czytając "Love, Rosie" i po tej książce bardzo ją polubiłam. Na pewno przeczytam inne powieści jej autorstwa, ale po "Krainę zwaną Tutaj" raczej nie sięgnę ;)
    http://alejaczytelnika.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I chwała Ci za to! :)
      Książka miała potencjał, szkoda, że pani Ahern go delikatnie mówiąc, skopała. :)

      Usuń
  7. Sam pomysł na historię wydawałby się ciekawy, ale po przeczytaniu Twojej recenzji stwierdzam, że jest to książka z gatunku tych, które 'tylni' opis mają ciekawszy od samej treści. Pierwszy raz słyszę o tej książce, pierwszy i raczej ostatni, gdyż nie zamierzam po nią sięgać.
    Pozdrawiam :)
    ksiazkowepodroze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Liczyłam na odprężającą obyczajówkę, owianą lekką tajemnicą i magią - to obiecywała okładka. Dostałam nudnego, ciężkiego w odbiorze cosia, co jak dla mnie nie powinien hańbić nazwiska pani Ahern.
      Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
  8. "Love, Rosie" (chociaż dla mnie znana jako "Na końcu tęczy") uwielbiam i jestem całkowicie w niej zakochana i bardzo chciałam przeczytać inne książki autorki, ale widzę, że nad tą będę musiała się zastanowić. Jednak mam nadzieję, że sięgniesz po "Love, Rosie", bo tam Ahern daje popis, przynajmniej jak dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dotychczas tej autorki czytałam "Love, Rosie", które bardzo przypadło mi do gustu, a teraz czeka na mnie "Zakochać się", więc myślę, że najpierw sięgnę właśnie po tytuł, który wyżej podałam i nie będę zawracać sobie głowy "Krainą zwaną Tutaj". Ale kto wie, być może kiedyś sama zechce przekonać się na własnej skórze czy ja także ją tak odbiorę? ;) A taka ze mnie nonkonformistka ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, spróbuj, może Ci się spodoba? ;)
      Ja całej "Love, Rosie" jeszcze nie miałam okazji czytać, ale widziałam fragment powieści, i o wiele bardziej przypadła mi do gustu od "Krainy". :)

      Usuń
  10. Czytałam tylko wspaniałe "Love, Rosie" tej autorki i rozważałam taką możliwość przeczytania jej kolejnych książek. Po tę na pewno nie sięgnę! I co to w ogóle za obsesja, żeby niczego nie zgubić? xD Heh, lista fikcyjnych narzeczonych - też taką mam ^^
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Love, Rosie" z tego małego fragmentu, który czytałam zapowiadało się o wiele, wiele lepiej od tego.. brr.. czegoś. :D
      Jak dla mnie to strasznie głupia obsesja. Całe życie spędzić na poszukiwanie jakichś głupich skarpetek. ;P
      Upss, wydało się! :)

      Usuń
  11. Jakoś nie ciągnie mnie do tej książki.
    Pozdrawiam.
    http://miedzy--stronami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Jednego nie rozumiem - czemu taka cukierkowa okładka ;-;? Ok, przyjemna dla oka, ale na pierwszy jego rzut (w sensie oka, ale nie chciałam się powtarzać xD) myślałam, że to jakaś seria dla młodszych nastolatek :/.
    Uh, no nieźle się zaczyna, infantylni i irytujący bohaterowie to już połowa sukcesu, żeby mnie zniechęcić do książki. Nie mam zamiaru strzępić nerwów :P.
    Oglądanie mordki Doktora w nocy i w spokoju? Yaaaasss, please! <3
    Boże, musiałaś oczywiście wspomnieć o Doktorze <3 <3 <3.
    Czuję się jak pijana żyrafa <3.
    Kto gubi krowy? Myślę, że prędzej czy później w Doktorze będzie jakaś krowa. W końcu był już kopytny Artur, to czemu nie krowa?
    Artur był boski *-*!
    Tak, musiałam. :>
    Eh, z tego co piszesz to wolę nie tracić czasu na tę książkę, chociaż fabuła wydawała się całkiem ciekawa.
    A jak będę chciała melancholii, to wrócę do "Mgieł Avalonu".
    Doktorowe pozdrufki ^^ (zaraz idę się wlampiać w Matta XD)
    City of Dreaming Books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cukierkowatość okładki już bym zniosła, ale te obrzydliwe rzeczy w kolorze musztardy - fu! Róż i musztarda? wut? lol. ;P
      Już okładki PLL wyglądają "doroślej" :D XD
      Nienawidzę Sandy Shortt. Głupia, kędzierzawa krowa. [szacun dla Jenny-May za to określenie:D XD].
      Taak! :D Tylko ostatnio jestem wkurzona na BBC bo cały dzień dzisiaj puszczają odcinek szósty serii szóstej, a ja mam go serdecznie dość - nie dość, że oglądałam go piętnaście razy, to jeszcze dwa Doctorki i nie wiem, na którego patrzeć <3 Normalnie byłby to dla mnie raj, no ale yh. ;-;
      Musiałam! :D <3 ♥ To zemsta za IŚ <3 <3 <3
      Pijane żyrafy są genialne<3 Zatańczysz ze mną pijana żyrafo? ♥ <3
      Oo,oo! Coś sobie przypomniałam! Przecież kosmici kradli krowy, nie? I te kręgi w zbożu, czy cuś. TO PEWNIE DALEKOWIE KRADNĄ TE KROWY, ŻEBY WKURZYĆ DOCTORA :D
      Arturr haha :D<3
      Wiem. Boże. Wiem. ;-; Niszczysz mi psycho~~
      No, mogła to uratować :/
      Nafsajem i dziękuję <3 :D No, ja tam uważam, że Tenacik i Matt to najlepsi doktorkowie ever <3

      Usuń
    2. Właśnie dzisiaj ten odcinek obejrzałam, haha :D! Dwa Doktory = podwójne szczęście <3. Tylko to zakończenie...Jezu ;-;. Mogą mnie pocałować z tym swoim cholernym "TO. BE. CONTINUED." Ściągnęłam sobie odc 7 na pendrive, nie mam zamiaru czekać :P.
      Ty niedobra <3.
      TANIEC PIJANEJ ŻYRAFY LOVE <3
      Możliwe, ale po co Dalekom krowy? Robią kotlety, czy co? :')
      Ps.Teraz to zauważyłam. Zaginiona skarpetka. Sejdż, nienawidzę cię XD. Skarpetyyyy <3!!!

      Usuń
    3. No właśnie, a później puszczają drugi odcinek! ;-; Foch :<
      No co to za logic? Nienawidzę "TBC" T^T Prześlij mi linkełka *-* <3
      MAMO, KUPISZ MI PIJANĄ ŻYRAFĘĘĘ? Chcę się nałuczyć tańczyć na bal maturalnyyy!
      No pomyśl. Pewnie znudziło im się żarcie i zakładają KFC. Albo Maca. Mają smaka na maka :D Dalek też człowiek. <3
      Ps. Haha, Boże, dzięki, też tego nie ogarnęłam, haha<3 A ja cię uwielbiam <3 :D XD Skarpeciołkiiiiiiii♥ <3

      Usuń
  13. Nominowałam Cię do Liebster Blog Awards! :)
    http://kacik-czytelnika.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-awards-3-4.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo razy dwa dziękuję! ♥ Postaram się odpowiedzieć jak najszybciej, myślę, że obie odpowiedzi na LBA pojawią się jutro po południu lub w tych okolicach :) Dziękuję! <3

      Usuń
  14. Jak na tak negatywną recenzję dałaś jej wysoką ocenę, ale znam to, gdy jeden szczegół, w tym wypadku bohater, ratuje całą sytuację. Do tej pory nie przeczytałam jeszcze ani jednej książki tej autorki i chyba nieprędko się to zmieni, skoro tak ją oceniasz.
    Dopiero zaczynam i byłabym wdzięczna, gdybyś wpadła :)

    Books by Geek Girl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że najniższą ocenę, jaką potrafiłabym wystawić to 3. :) Nie umiałabym ocenić niżej, w końcu ktoś się napracował i tak dalej, więc byłoby to chyba nie w porządku :)
      Ojoj, ale "Love, Rosie" wydaje się fajniejsze! :)
      Oczywiście, z chęcią wpadnę i dziękuję za komentarz :*
      x

      Usuń
  15. O tej książce nie słyszałam, tej autorki czytałam tylko "Lovie, Rosie"
    U mnie nowy post, zapraszam.

    http://odbicie-lustra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Ojej, aż tak źle? Chociaż w sumie aktualnie czytam "Porę na życie" tej autorki i, jeju, rozumiem tę książkę i cały jej przekaz, ale jest także piekielnie nudna, ciężko mi przez nią przebrnąć. Skoro "Kraina zwana Tutaj" też taka jest, to sobie ją odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źle! No, moim zdaniem:)
      No dokładnie, aż później chce się posłać książkę do diabła..:d

      Usuń
  17. Krótsze recenzje są ok:) Ja osobiście bardziej lubię, bo jak codziennie dużo ich czytam.. Zresztą sama na pewno wiesz jak to jest:D Nie słyszałam o tym tytule Ahern:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Cóż, faktycznie nie wygląda to zbyt ciekawie. Ahern lubię za kilka nowszych książek, a o tej dotąd nie słyszałam. Myślę jednak, że nie sięgnę po nią w najbliższym czasie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowsze książki pani Ahern z pewnością są lepsze :) Widziałam wiele pozytywnych recenzji :) Oh, koniecznie! I podeślij linka, jak zrecenzujesz! ♥
      x

      Usuń
  19. W koncu zaobserwowałam Twojego bloga.Nie wiem jak ale wcześniej nie mogłam znależć gadżetu obserwatorów (nie oceniaj haha).No ale teraz skoro znalazłam to masz nowego obserwatora czyli mnie ! :)
    A co do posta to książka z tytułu wydawała sie być fajna.Potem z opisu też ale z Twojej recenzji sama teraz nie wiem skroo wiem o niej jeszcze więcej.
    http://official-patty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Haha, spoko, ja za to w ogóle nie ogarniam innych szablonów oprócz tych podstawowych :D xd

      Usuń
  20. Swego czasu bardo często sięgałam po książki w których główny bohater przenosi się do jakiegoś magicznego świata i musi rozwiązywać różne zagadki czy coś. Dziś po takie książki sięgam tylko wtedy, gry chcę odstresować się po cięższej lekturze.
    Genialny jest wątek romantyczny w tej książce, po prostu genialny XD
    Jeżeli lubisz historie gdzie główny bohater przenosi się do innego świata, to polecam ci "Lustro pana Grymsa". Jest to co prawda książka dla młodszych nastolatków, ale ona jest taka dziwna i oryginalna, że powinna cię wciągnąć!
    Pozdrawiam
    http://mylittlebigreviews.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z chęcią przeczytam "Lustro", jeśli będę miała okazję :)
      Dziękuję za komentarz ♥
      x

      Usuń
  21. Słyszałam o tej książce i w najbliższym czasie zamierzam ją przeczytać :)
    paulan-official-blog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  22. Uwielbiam Cecelię Ahern, Love, Rosie to jedna z moich ulubionych książek... Szkoda, że ta powieść nie przypadła ci do gustu :/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdą opinię - negatywną czy pozytywną, byle szczerą.☻